„Piękno jest najbliżej, gdy czas się oddala” – genialnie ujął to w swoich strofach ks. Jan Twardowski. Czas przydaję się do gotowania jajek na twardo, ale w zestawieniu z pięknem okazuje się całkiem zbyteczny.
Spójrzmy na wielkie dzieła architektury – przetrwały stulecia, zachwycają nawet tych, którzy w ramach turystycznej wycieczki wypili cały barek w ofercie all inclusive. Akropol czy piramidy zrobią wrażenie nawet na niewidomym – i nie jest to wcale zjadliwy humor homerycki.
Sensualizm jest chyba najprzyjemniejszą formą empiryzmu. Zmysły w otoczeniu piękna szaleją. Niekoniecznie chodzi tu o architekturę, mam raczej na myśli przedstawicielki materii ożywionej. Zdrowy mężczyzna, jeżeli ma do wyboru piękną kobietę lub katedrę w Rouen, zdecyduje się na kobietę – nie tylko dlatego, że katedra nie zmieści się w łóżku.
W tym miejscu pojawia się dylemat na miarę dylematu Eutyfrona: jak pogodzić kobietę (mężczyznę też) z czasem? Przecież to dwa różne porządki (nie mam na myśli tych domowych, te akurat łatwiej opanować). Czas istnieje tylko dla człowieka, a właściwie to człowiek istnieje dla czasu, precyzyjniej – do czasu…, ale tu już wkraczamy na grząski grunt metafizyki, która do niczego się nie przydaje, zwłaszcza w weekend. Istnieją różne sposoby na wyeliminowanie lub spowolnienie czasu, nie fałszując przy tym daty urodzenia w paszporcie. Kilka z tych sposobów znajdziecie w Bielsku-Białej (wiecie, co mam na myśli).
Recepcja czasu zależy od naszej percepcji, czyli prościej mówiąc – coś lub ktoś ma tyle czasu (lat), na ile wygląda; oczywiście z każdej strony, nie tylko z tyłu, ale i z przodu. Cóż możemy w tej kwestii zrobić? Albo się nie pokazywać, albo pokazywać się z jak najlepszej strony. Człowiek nie jest nasycony pięknem równomiernie, ma na sobie lub w sobie pewne „obszary”, których nie lubi, bo przypominają mu one na przykład skład opału czy też cały przemysł wydobywczy. Jeżeli już mierzymy się z czasem, to ustawmy się do niego swoją najlepszą stroną. To najlepszy sposób, aby go pokonać.
Fizycznie czas bywa liniowy, mentalnie niekoniecznie. Gdy coś nas pochłania, czas nie ma znaczenia. Gdy czekamy na spóźniający się pociąg, sekundy i minuty diametralnie zmieniają swoją wartość. Trudno w to uwierzyć, ale nasze zdrowie bardzo często zależy od PKP lub od LOT-u, a nie od lekarza rodzinnego.
W estetyce czas ginie. Wprawdzie zniszczył wiele dzieł sztuki, ale wiele też potraktował łaskawie i dzięki temu mamy co podziwiać. Nie wiem, czy zauważyliście, ale piękną twarz (albo nogi) pamięta się dłużej niż wzór na objętość kuli…
Zacząłem cytatem i nim skończę. „Nie za mało mamy czasu, ale za wiele tracimy” – tak twierdził Seneka, którym mama faszerowała mnie w dzieciństwie. Okazał się zdrowszy niż pulpety z sosem pomidorowym. Faszerujcie się zatem pięknem!